Z Grażyną Rogalą-Pawelczyk, byłą prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych, laureatką plebiscytu „Kobiety Medycyny 2016” zorganizowanego przez redakcję „Portale Medyczne” rozmawia Ewa Szarkowska.
Odbieram to przede wszystkim jako uznanie dla działalności, jaką prowadziłam przez ostatnie cztery lata jako prezes samorządu zawodowego pielęgniarek i położnych. To jest też dowód na to, że działania na drodze pokojowej, negocjacji, prezentowania faktów merytorycznych i dyskusji, dialog ze społeczeństwem przynosi najlepszy efekt. A tak prywatnie to jest piękne zakończenie mojej kariery jako prezesa Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych i taki chyba bardzo ładny akcent na 25-lecie naszego samorządu zawodowego, z którym jestem aktywnie związana od pierwszego dnia.
W styczniu 2016 r. została pani wybrana na stanowisko Naczelnego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Pielęgniarek i Położnych. To duże wyróżnienie, ale chyba i ogromna odpowiedzialność?
To jest funkcja niezwykle istotna z punktu widzenia prawidłowego wykonywania zawodów pielęgniarki i położnej, a także postrzegania tych zawodów nie tylko przez społeczeństwo, ale i przez same pielęgniarki i położne. Nie przynosi profitów i nie daje splendoru. Wymaga rozwagi, obiektywizmu i zachowania dyskrecji. Ale też uczy pokory.
Rzecznik odpowiedzialności zawodowej to jedna z trudniejszych funkcji w samorządzie, bo musi powiedzieć pielęgniarce lub położnej prosto w oczy, że popełniła błąd i w związku z tym sprawa trafi do sądu, a w konsekwencji może ponieść dotkliwą karę, być może nawet nie będzie mogła wykonywać dalej zawodu. Jego odpowiedzialność jest olbrzymia, a jej ciężar nierzadko dotkliwy, ponieważ decyduje się o życiu zawodowym człowieka, a jeśli decyduje się o życiu zawodowym, to zawsze decyduje się też o życiu prywatnym. Dla pielęgniarki czy położnej sama świadomość, że popełniła błąd, że naruszyła reguły wykonywania zawodu na skutek zbiegu okoliczności, zbytniego posłuszeństwa, niedostatku wiedzy, czy błędów organizacyjnych jest już karą. Jeśli do tego dojdzie informacja, że wszczęto wobec niej postępowanie, to jest niezwykle obciążające. Dla bardzo wielu osób jest to nawet dramat.
Czy ogłaszając kampanię społeczną „Ostatni Dyżur”, której celem było nagłośnienie obecnego stanu opieki pielęgniarskiej w Polsce, zwłaszcza fatalnej sytuacji kadrowej, wierzyła Pani, że przyniesie aż taki sukces?
Wiele osób sądziło, że jeśli uzbieramy kilkadziesiąt tysięcy podpisów, to będzie dobrze. Ja od początku wierzyłam, że jeśli akcję pociągniemy blisko rok, jesteśmy w stanie zebrać kilkaset tysięcy podpisów.
Warto było podjąć taką akcję?
Warto było, aczkolwiek wysiłek był olbrzymi. Chciałabym podkreślić, że robiliśmy to z własnych pielęgniarskich środków, nie dołożyliśmy do tego ani złotówki od sponsora czy budżetu państwa. Z tej kampanii jestem niezwykle dumna z dwóch powodów. Po pierwsze pielęgniarki i położne mówiąc „pacjent nie otrzymuje świadczeń mimo że posiadamy umiejętności i możliwości” zaprezentowały się jako osoby merytorycznie przygotowane do wykonywania zawodu, którym leży na sercu przede wszystkim dobro pacjenta. Alarmowaliśmy, że już zaczyna być źle, a za chwilę będzie nieszczęście. Wystąpiliśmy nie w naszej obronie, tylko w obronie prawa Polaków do zdrowia.
Gdyby zależało nam tylko na zebraniu podpisów, to w ciągu kilku miesięcy mielibyśmy 300 tysięcy podpisów samych pielęgniarek i położnych, czyli trzykrotnie więcej niż jest wymagane przy złożeniu obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej. Nam zależało jednak przede wszystkim na tym, aby podnieść wśród społeczeństwa świadomość dlaczego pielęgniarka, położna znika z horyzontu opieki zdrowotnej i uzyskać akceptację społeczną dla naszych propozycji działań naprawczych. I dlatego trwało to trochę dłużej, ale warto było.
Dzięki akcji resort zdrowia przyjął pewne zobowiązania i rekomendacje. Minister zdrowia powołał zespół do podstawowej opieki zdrowotnej, powołuje kolejne zespoły do rozwiązywania programów w innych obszarach i tam trzeba mówić pielęgniarce i położnej. Podczas dyskusji o koszyku świadczeń gwarantowanych czy ogólnych warunkach zawierania umów, również należy o nich pamiętać. Nasza akcja to był impuls do zmian, a teraz trzeba konsekwentnie je kontynuować i egzekwować od decydentów, by wywiązali się z przyjętych zobowiązań.
Co powie „Kobieta Medycyny 2016” kobietom pracującym zawodowo i działającym społecznie w polskiej ochronie zdrowia?
Wszystkim paniom, które pracują w medycynie chciałabym powiedzieć, żeby każdy dzień, każdą godzinę, minutę i sekundę , każdy kontakt z człowiekiem traktowały jako pasję i niepowtarzalne wydarzenie. Nawet, jeżeli jest nam trudno, jeżeli wydaje się nam, że wyzwanie jest zbyt duże, jesteśmy zmęczone, to warto być kobietą w medycynie, dlatego że łączymy w sobie olbrzymią wytrwałość i delikatność kruchej istoty. Każdy moment w naszej pracy, każdy moment działania w szeroko rozumianej medycynie, to możliwość pokazania nie tylko profesjonalizmu, ale i takiego pierwiastka kobiecości: ciepła i opiekuńczości.