Ewa Stanek jest pielęgniarką i bizneswoman – choć sama tak by chyba o sobie nie powiedziała. Kiedy przeszła wszystkie szczeble kariery pielęgniarskiej w szpitalu, w którym pracowała poczuła, że czas wziąć życie zawodowe w swoje ręce. Poszła na studia i zaraz po ich zakończeniu ze swoją koleżanką położną i pielęgniarką założyły własny NZOZ. W ramach opieki długoterminowej zajmują się ciężko chorymi, nie rokującymi na wyzdrowienie pacjentami. Choć nie zawsze jest łatwo teraz czuje się spełniona i szczęśliwa. Wreszcie na swoim miejscu.
Od początku wiedziała Pani, że chce zostać pielęgniarką?
Jest takie powiedzenie, że pielęgniarstwa można się nauczyć, ale pielęgniarką trzeba się urodzić – i chyba coś w tym jest. W szkole radziłam sobie na tyle nieźle, że mogłam wybrać zawód lekarza, ale od początku chciałam być pielęgniarką. Dla mnie to piękny i ważny zawód.
Gdzie zaczynała Pani swoją drogę zawodową?
Ukończyłam liceum medyczne w Tarnowie i muszę zaznaczyć, że szkoła bardzo dobrze przygotowała mnie do zawodu. W tamtych czasach, aby kontynuować naukę pielęgniarstwa na studiach wyższych trzeba było wykazać się dwuletnim stażem – by zrealizować to wymaganie wróciłam w moje rodzinne strony i zatrudniłam się w szpitalu w Olkuszu. Jednak moje plany zweryfikowało nieco życie. Poznałam przyszłego męża, założyliśmy rodzinę i pewne plany musiałam odłożyć na później. Początek mojej pracy zawodowej wiązał się również z rozpoczęciem mojej działalności społecznej na rzecz naszej grupy zawodowej. Początkowo w PTP, a później w samorządzie zawodowym. Przez cały czas jednak czułam, że muszę zrealizować wcześniejsze plany i że potrzebny mi jest dalszy rozwój zawodowy, więc kiedy córki podrosły zdecydowałam się na magisterskie studia pielęgniarskie, wtedy jeszcze jednolite na Akademii Medycznej w Katowicach. Doświadczenie zawodowe zdobywałam pracując w szpitalu jako pielęgniarka: najpierw odcinkowa, potem koordynująca, a z czasem jako przełożona szpitala. Każdy z tych etapów mojej pracy bardzo pomógł mi w tym, co teraz robię. Także ten – a może szczególnie ten, gdy pracowałam jako kadra zarządzająca.
Ale co właściwie wpłynęło na Pani decyzję?
Chyba najbardziej fakt, że zatrudniona w placówkach ochrony zdrowia zarządzająca kadra pielęgniarska jeżeli chodzi o decyzyjność była i mam wrażenie, że nadal jest dość mocno ograniczona. Moim marzeniem było pracować w tak zorganizowanym środowisku zawodowym, gdzie zatrudnione na wszystkich szczeblach pielęgniarki mogą wykorzystywać samodzielność zawodu, czyli, mieć możliwość decydowania w zakresie metod pracy, doboru sprzętu i co jest bardzo ważne pracować z pełną świadomością odpowiedzialności za swoje działania. Kiedy więc nastał czas zmian w ochronie zdrowia umożliwiający powstawanie prywatnych placówek w obszarze opieki długoterminowej, z Bożeną Mitką – moją wspólniczką, odeszłyśmy ze szpitala i założyłyśmy własną działalność. I to był strzał w dziesiątkę – uzupełniamy się w tym co robimy, świetnie się dogadujemy i tworzymy drużynę realizującą wspólny cel. Jesteśmy przykładem dla innych, że grupa zawodowa pielęgniarek może działać samodzielnie i może to robić bardzo dobrze.
Trzeba było mieć dużo odwagi, żeby zdobyć się na coś takiego…
Na pewno tak, trzeba było mieć dużo odwagi i samozaparcia aby zrezygnować z pracy w publicznym zakładzie i podjąć się nowego wyzwania jakim było zorganizowanie i otwarcie prywatnej placówki. Podjęłyśmy decyzje o otwarciu zakładu pielęgnacyjno – opiekuńczego dlatego, że praca w opiece długoterminowej pozwala pielęgniarkom na autonomię zawodową. Pomimo trudów i przeciwności osiągnęłyśmy zamierzony cel nie rezygnując z naszych ideałów. Z perspektywy czasu widzimy, że obrany przez nas kierunek był trafnym wyborem, a efekty naszej pracy dają nam dużo zadowolenia. Atmosfera jaka panuje w placówce w dużym stopniu zależy od zarządzającej kadry, tak jak i od niej zależy wytyczony kierunek działań, w naszym przypadku kierunek ten to pacjent jako podmiot.
Co jest najtrudniejsze?
Opieka długoterminowa wciąż znajduje się na uboczu. Może dlatego, że wymaga dużego dofinansowania, a jej pacjenci nie są w stanie temu protestować. Obejmuje ona opieką nie tylko osoby starsze, ale też młodsze np. po wypadkach lub niepełnosprawnych w wyniku chorób przewlekłych. Osoby te najczęściej nie rokują już jeżeli chodzi o pełną sprawność i wymagają stałej opieki, co wiąże się z wysokimi kosztami, jednak zdecydowanie niższymi niż pobyt w ramach oddziału szpitalnego, w tym na OIOM. W zakładzie opieki długoterminowej największą wartością jest dobrze przygotowana kadra w ilości zapewniającej pielęgnację i opiekę adekwatną do stanu zdrowia przebywających w niej pacjentów. Zatrudnienie odpowiedniej liczby wykwalifikowanej kadry jest też największym kosztem działalności placówki, jeżeli jednak chcemy realizować w niej świadczenia na jak najwyższym poziomie – zatrudnienie odpowiedniej liczby osób pracujących bezpośrednio przy pielęgnacji i opiece pacjentów jest podstawowym wyznacznikiem jakości realizowanej opieki i pielęgnacji w zakładzie.
Najbardziej niepokojący jest dla mnie fakt, że osoby takie jak my – praktycy zainteresowani rzeczywistym działaniem w zakresie szeroko pojętej opieki długoterminowej, nie mają wpływu na jej kształtowanie. Mam wrażenie, że budowaniem tej opieki jak i kreowaniem zmian w jej funkcjonowaniu, zajmują się osoby nie zawsze znające dobrze obecny stan i potrzeby w tej dziedzinie. Jednym z takich przykładów jest dokonywana na przestrzeni lat zmiana wymogów odnośnie wyposażenia placówek. Jeżeli docelowo odbiorcą świadczeń jest ta sama grupa pacjentów, to opracowane wytyczne powinny być raczej stałe i nie powinny podlegać ciągłym zmianom. Należałoby podjąć decyzję czy pompy infuzyjne lub urządzenie do hydroterapii są potrzebne w zakładach czy nie. Czasem zastanawiam się, czy na pewno decydenci mający wpływ na kształt opieki długoterminowej mają świadomość stanu zdrowia odbiorców świadczeń pielęgnacyjno-opiekuńczych finansowanych przez państwo.
Prowadzenie zakładu w ramach kontraktowania świadczeń z NFZ, pozwala na pewną stabilność finansową zakładu w okresie zakontraktowanym, nie daje to jednak możliwości planowania długofalowego i rozwoju firmy. Trudno myśleć o rozłożonym w czasie planowaniu strategicznym skoro nadal świadczenia pielęgnacyjno-opiekuńcze w zakładzie dla pacjentów o profilu ogólnym są tak niedoszacowane, a i organizowane przez NFZ konkursy ofert często przynoszą niespodzianki. Brakuje pewnych przejrzystych rozwiązań prawnych regulujących pobyt pacjenta w zakładzie opieki długoterminowej, zasad kontaktowania świadczeń jak i kryteriów oceny oferty składanej w konkursach ogłaszanych przez NFZ.
Wypracowanie rozwiązań w systemie opieki długoterminowej wymaga wspólnej pracy dwóch sektorów: ochrony zdrowia i pomocy społecznej, a co się z tym wiąże wspólnego finansowania. Opieka długoterminowa powinna być obecnie priorytetem dla naszego kraju. Można opierać się na rozwiązaniach przyjętych w innych krajach Unii Europejskiej, ale czy nie lepiej postawić diagnozę kondycji obecnej opieki, poszukać gdzie wyciekają pieniądze z systemu, zastanowić się jak najlepiej zorganizować tę opiekę u nas biorąc pod uwagę uwarunkowania ekonomiczne i kulturowe naszego kraju.
Proszę opowiedzieć o początkach własnej działalności.
Od 2003 roku prowadzimy niewielki zakład opieki długoterminowej realizujący całodobową opiekę nad pacjentem początkowo dla 27, obecnie dla 24 pacjentów. Zakład powstał w zrujnowanym budynku po byłej szkole podstawowej. Wzięłyśmy kredyt, wyremontowałyśmy go i zaadaptowałyśmy na zakład pielegnacyjno-opiekuńczy. W 2004 roku dostaliśmy pierwszy niewielki kontrakt pozwalający na pobyt pacjenta w ramach NFZ. W pierwszych latach naszego funkcjonowania zakłady pielęgnacyjno-opiekuńcze były zdecydowanie gorzej finansowane niż zakłady opiekuńczo-lecznicze, a trafiali do tych zakładów pacjenci z dużo większymi deficytami w samoopiece i samoobsłudze lub w stanie całkowitego uzależnienia od opieki osób trzecich, niż pacjenci trafiający do ZOL-i. Dopiero w 2008 roku ujednolicono definicję zakładów i wyrównano stawkę osobodnia. Gdy w 2007 roku pojawiła się na naszym terenie możliwość kontraktowania świadczeń z zakresu pielęgniarskiej opieki długoterminowej w domu pacjenta przystąpiłyśmy do konkursu ofert. W wyniku jego rozstrzygnięcia rozpoczęłyśmy realizację świadczeń z zakresu tej opieki. Zaczynałyśmy od 1 etatu. Obecnie w ramach 7 etatów pielęgniarskich opiekujemy się około 50 pacjentami w ich środowisku domowym , w tym pacjentami przebywającymi w domu pomocy społecznej.
Okres naszej działalności to sukcesy, ale również niepowodzenia. Za takie niepowodzenie uważamy przegrany w 2013r. konkurs z pielęgniarskiej opieki długoterminowej. W efekcie przegranego konkursu nie miałyśmy możliwości utrzymania w dotychczasowym składzie bardzo dobrego zespołu pielęgniarskiego. Następnym niepowodzeniem dla nas był brak pozyskania finansowego wsparcia budowy zaplanowanego przez nas nowego i większego zakładu, który oferowałby również opiekę nad pacjentem mechanicznie wentylowanym. Nie chciałyśmy wtedy podejmować żadnych decyzji , których skutki mogłyby wpłynąć na zmianę i sposób realizacji wytyczonego przez nas kierunku działania zakładu oraz w zdecydowany sposób ograniczyć naszą samodzielność w zarządzaniu.
Jak udało się przewalczyć kryzys?
Nie było łatwo, ale przeszyłyśmy przez to wszystko. Szczególnie przykro nam było kiedy po konkursie w 2013r. musiałyśmy podjąć decyzję o zmianach kadrowych w zbudowanym i dobrze przygotowanym przez nas zespole i pożegnać się z częścią zatrudnionej przez nas kadry pielęgniarskiej. Niełatwo było się nam pogodzić z tym, że w wyniku takiego rozstrzygnięcia konkursu część naszych pacjentów pozbawiona została opieki pielęgniarskiej. Każde nowe doświadczenie uczy działania, dla nas ten etap stanowił ważną lekcję.
Postanowiłyśmy więc, że będziemy nadal tak pracować, aby efekty naszej pracy była dostrzegane przez samych pacjentów i ich rodziny. Prowadzimy bezpłatny punkt konsultacyjny w którym udzielamy, osobom opiekującym się chorymi w domu, porad w zakresie opieki nad przewlekle chorym i niepełnosprawnym, a także dostarczamy informacji jak się poruszać w systemie ochrony zdrowia jak i pomocy społecznej. Starałyśmy się być przygotowane na różne sytuacje. Nie udało nam się rozbudować stacjonarnego zakładu, zdecydowałyśmy więc postawić na opiekę dzienną dla osób które ze względu na wiek, chorobę lub niepełnosprawność wymagają częściowej opieki i pomocy w zaspokajaniu niezbędnych potrzeb życiowych. Dostałyśmy dofinansowanie unijne na dzienny dom i od jesieni tego roku będziemy realizować projekt w tym zakresie. Przed nami następny etap rozwoju zawodowego.
Opowiada Pani o swojej pracy z wielką pasją. Co w tym zawodzie jest najpiękniejszego?
To, że gdy się ma przygotowanie i wiedzę można otoczyć pacjenta profesjonalną opieką, wspomóc go zarówno w zdrowiu jak i w chorobie. Najlepszy w tym jest ten moment, gdy pacjent i jego rodzina to dostrzega. Czuję wtedy, że podjęłam dobry wybór i mam poczucia zawodowego spełnienia. Zawód pielęgniarki ulega jak inne zawody medyczne technicyzacji, ale przecież jest to wciąż zawód humanistyczny, związany z niesieniem pomocy, z kontaktem z drugim człowiekiem. Satysfakcję w tej pracy daje również świadomość tego, że mogę decydować i dawać pacjentowi to, co dla niego najlepsze. Pielęgniarstwo przechodzi i pewnie nadal będzie jeszcze przechodzić trudności. Stawianie na jak najniższe koszty czyli ograniczenie liczby zatrudnionych w zakładach leczniczych pielęgniarek oraz niskie wynagrodzenia za ciężką pracę to jedne z głównych przyczyn obecnych braków kadrowych. Rząd powinien pochylić się nad problemami naszej grupy zawodowej i podjąć działania zapobiegawcze. Bardzo ważne jest zapewnienie takich warunków pracy, aby pielęgniarki po ukończeniu nauki były zainteresowane podjęciem pracy zawodowej w naszym kraju. Powinniśmy zrobić wszystko, aby spojrzenie na tę grupę zawodową się zmieniło, by inni dostrzegli, że pielęgniarki nie są zawodem pomocniczym ale samodzielnym i mogą samodzielnie pracować, decydować i ponosić odpowiedzialność za to co robią. Warto nam zaufać, bo to wspaniała grupa zawodowa, która podchodzi do swojej pracy z pasją i zaangażowaniem.
Ma pani dwie córki. Podzielają Pani pasję?
Wygląda na to, że tak. Jedna córka jest magistrem pielęgniarstwa i specjalistką w dziedzinie pielęgniarstwa zachowawczego – ukończyła też studia podyplomowe z zarządzania w ochronie zdrowia. Dzieli pracę pomiędzy naszym zakładem a oddziałem klinicznym w szpitalu na Śląsku. Druga pracuje ze mną na pełnym etacie – nie jest zawodowo związana z ochroną zdrowia, ale ma wykształcenie pedagogiczne o specjalności społeczno-opiekuńczej. A więc też humanistka ze zdolnościami dostrzegania potrzeb i problemów pacjentów. Nasz zakład jest niewielki więc wszystko robimy same: przygotowujemy oferty do konkursów, robimy przekazy statystyk z realizowanych świadczeń do NFZ, prowadzimy kolejki oczekujących, zajmujemy się zamówieniami, organizacją pracy oraz bezpośrednim nadzorem nad jakością świadczeń realizowanych przez nasz personel. Nasz zakład posiada certyfikaty ISO z systemu zarządzania, bezpieczeństwa informacji i zarządzania środowiskiem. Pracy jest bardzo dużo, więc córka ma zajęcie i zdobywa praktyczne doświadczenie w prowadzeniu zakładu i jego zarządzaniu. Całokształt naszej pracy skutkuje ogromnym zainteresowaniem pacjentów oraz ich najbliższych pobytem w naszym zakładzie.
Dziś z perspektywy pewnego czasu i doświadczenia mogę już z całą pewnością stwierdzić, że nawet gdy przy wykonywaniu swoich zadań możemy się poruszać do przodu tylko małymi kroczkami, ale jest to zgodne z przygotowaniem zawodowym i naszymi wytyczonymi kierunkami w rozwoju to nasza praca przynosi zaskakujące rezultaty.