Biega w Polsce, Europie i na świecie. Przebiegła 49 maratonów, w tym te najbardziej prestiżowe. Nieobce są jej również maratony na łyżworolkach, długodystansowe biegi narciarskie czy biegi górskie (te lubi najbardziej). W ubiegłym roku wystartowała w sumie w 30 zawodach. W swoich kategoriach wiekowych jest nie do pokonania. Barbara Prymakowska (l.74), nazywana najszybszą babcią świata, nie wyobraża sobie życia bez sportu.
Jak ważna jest w Pani życiu aktywność fizyczna?
Bardzo ważna – w zasadzie od dziecka. Mama zachęcała mnie do uprawiania każdego rodzaju sportu. Jako sześciolatka zaczęłam pływać, jeździć na łyżwach, potem na nartach. Po szkole średniej zdecydowałam, że pójdę na Akademię Wychowania Fizycznego. Bardzo chciałam uczyć. I w ten sposób udało mi się połączyć zawód z pasją. To ważne w życiu i nie każdemu jest dane.
Sport daje Pani dobrą kondycję fizyczną. Co jeszcze?
Jest dla mnie odskocznią od stresów życia codziennego – czasem niełatwego. To też szkoła charakteru. Nauczył mnie wytrzymałości, systematyczności i pokory. Każdy z nas ma w sobie dużą dozę egoizmu, a sport to eliminuje. Uczy też trochę psychologii – patrzenia na drugiego człowieka.
Jest również ogromną radością wiążąc się z aktywnym spędzaniem czasu. I przede wszystkim sport to zdrowie. To nie jest pusty slogan. Owszem, czasami powoduje kontuzje czy urazy. Ale w życiu codziennym też nie mamy gwarancji, że się od nich uchronimy.
Dyscyplin sportu, które Pani uprawia jest niemało.
Jak wspomniałam od dziecka uprawiam narciarstwo, łyżwiarstwo, pływanie, również tenis. Chodzę i biegam po górach, a przemieszczam się tylko i wyłącznie na rowerze. Tarnów – gdzie mieszkam – jest niedużym miastem, więc korzystanie z samochodu jest tu bez sensu. Każda aktywność, która wiąże się z ruchem bardzo mi odpowiada. Również szybkie, intensywne marsze.
Sport był obecny w Pani życiu od dziecka, ale przygoda z bieganiem zaczęła się dość późno. Jakie były te początki?
Kiedyś nie lubiłam lekkiej atletyki i biegania. Ale zmieniło się to pewnego lata, gdy miałam już ponad 50 lat. Mój mąż, który jest instruktorem tenisa, był wtedy dość mocno obłożony zajęciami na korcie. Pogoda tego lata była nieciekawa – nie zachęcała do spędzania czasu nad wodą. A chciałam jakoś zagospodarować wolny czas. Ponieważ mieszkam bardzo blisko terenów zielonych, założyłam sportowe buty i poszłam sobie potruchtać. Muszę przyznać, że na początku nie było to proste.
Mimo iż uprawiałam systematycznie inne sporty i prowadziłam lekcje wychowania fizycznego. Każdy sport to jednak inna praca mięśniowa, inna wydolność. Ale w moim przypadku jest tak, że im większa trudność, tym większy upór aby uzyskać cel. Tak więc zaczęło się moje bieganie – od truchtania po ogródkach działkowych. Potem były pierwsze Mistrzostwa Polski Masters (dla zawodników powyżej 35 lat, przyp. red.), które wygrałam. I do dziś nie odpuściłam tego tytułu. Jestem mistrzynią Polski Masters na wszystkich długich dystansach – 10 km, półmaraton, maraton i biegi górskie.
Te ostatnie lubi Pani chyba szczególnie?
Moja przygoda z biegami górskimi zaczęła się również dość późno. Ale mogę powiedzieć, że mną zawładnęły. Gwarantują dużo wrażeń i kontakt z przyrodą Wprawdzie to inna technika, inna wydolność. Ale przeżycia są nieporównywalne z biegami miejskimi, po asfalcie. Na biegach górskich nie ma tysięcy uczestników, tylko np. stu. Nierzadko biegnie się więc samotnie. Trzeba na przykład dobrze uważać, żeby się nie zgubić.
Jakie wydarzenie w Pani sportowym życiu mogła by Pani określić jako najważniejsze?
Bardzo chciałam zdobyć Mont Blanc. Gdy zobaczyłam tę górę podczas narciarskiego wypadu w Alpy – wiedziałam, że muszę tam wejść. I zdobyłam ją – jako najstarsza Polka, mając 68 lat. To była 10 dniowa wyprawa i najpiękniejsza przygoda mojego życia. Tak się złożyło, że na szczyt weszłam dokładnie w 57. rocznicę śmierci mojego wuja, który mając 27 lat prowadził grupę na tę właśnie górę i schodząc zginął. Na szczycie postawiłam mu maleńki znicz.
A zawody sportowe, z których jest Pani szczególnie zadowolona?
W 2016 roku udało mi się zdobyć koronę maratonów świata – World Marathon Majors. Zalicza się do niej maratony w Berlinie, Londynie, Nowym Jorku, Bostonie, Chicago i Tokio. To najbardziej prestiżowe maratony na świecie. Jestem czwartą Polką, której udało się je wszystkie ukończyć.
W tym samym roku spotkała mnie też inna duża radość. Jak wspomniałam, biegam dużo po górach. W 2016 r. reprezentowałam Polskę we Włoszech na Mistrzostwach Świata Masters w biegu górskim i wygrałam moją kategorię wiekową. Ogromnym przeżyciem i wielką nagrodą było dla mnie usłyszeć Mazurek Dąbrowskiego. To ukoronowanie wysiłku, które daje ogromną radość.
Sport daje Pani radość, a jak istotne są dla Pani wyniki?
Rywalizacja jest ważna. Bardzo mi pomaga i mobilizuje. Lubię rywalizować i wygrywać. I absolutnie nie ukrywam tego, że wejście na podium po zawodach jest jednocześnie nagrodą i motywacją. Jestem już w takim wieku, że w zawodach organizowanych w Polce rzadko miewam swoją kategorię wiekową. Ścigam się więc często z kobietami 60-czy nawet 50-letnimi. I jeżeli z nimi wygrywam – mam dużą satysfakcję.
Ale motywują nie tylko wyniki. Ważna jest też Polska Flaga i Orzeł, które reprezentuję. Gdy mam je na sobie podczas zawodów, wiem, że muszę dać z siebie wszystko. Każdy mój maraton zawsze też komuś dedykowałam. I gdy podczas biegu dopada mnie kryzys i jest mi bardzo ciężko, wtedy myśl o tej osobie pozwala mi ten kryzys zwalczyć. Od pięciu lat biegam dla mojej córki, która zmaga się z poważną chorobą.
Walka ze sobą i kryzysy to nieodzowny element sportu. Kiedy się pojawiają?
Mimo, że przebiegłam prawie 50 maratonów, kryzys był na każdym z nich. Tylko, że już umiem sobie z nim radzić. Mówi się, że maraton zaczyna się od 35 kilometra. I podobnie jest w moim przypadku – kryzys pojawia się na 35-36 kilometrze. To jest dystans, na którym wszystko może się wydarzyć. Ktoś powiedział, że dystans morderczy. To prawda – jest trudny. Zwłaszcza dla osób w moim wieku. Dlatego zawsze trzeba być do niego dobrze przygotowanym i znać swój organizm. Wiedzieć kiedy można przyspieszyć, kiedy zwolnić.
Ma Pani na swoim koncie bardzo wiele sukcesów sportowych. A jakie są Pani marzenia startowe i plany?
Bardzo chciałabym przebiec maraton na Antarktydzie, interesowałby mnie również maraton Bajkał czy wejście na Elbrus. Ale na to potrzebne są ogromne środki finansowe – czyli sponsorzy. A z nimi ostatnio coraz bardziej krucho.
Co do planów – wśród najważniejszych na ten rok są Mistrzostwa Świata Masters na Słowacji w biegu górskim i Mistrzostwa Europy w maratonie, które są organizowane u nas – we Wrocławiu.
Kocham życie – jestem ogromną optymistką. Kocham też sport. To jest moja pasja. Nie potrafiłabym bez niego żyć. Ale zdaję sobie też sprawę z tego, że czas jest nieubłagany i że powoli będę musiała zrezygnować z dyscyplin niosących największe ryzyko kontuzji – np. łyżworolek. Ale zawsze będę aktywna.
W mediach jest Pani często nazywana najszybszą babcią świata. Na koniec chciałbym zapytać czy lubi Pani to określenie?
Wiele osób mówi mi, że przecież żadna ze mnie babcia. Ale ja jestem dumna z tego, że jestem babcią. Mam wspaniałych wnuków, którym również wszczepiłam zamiłowanie do sportu. Wspólnie z mężem nauczyliśmy ich wszystkiego. Nigdy nie potrzebowali żadnych instruktorów. Również kochają sport – jak my. Daje im to dobre zdrowie i normalne patrzenie na życie. I to jest nasza ogromna radość.
Źródło: HUMANMAG.pl