Bez wsparcia innych sukces nie byłby możliwy

Monika Wysocka

Dr Teresa Dobrzańska-Pielichowska: lekarz rodzinny i działaczka związkowa w jednym. Niezwykle pracowita, bardzo lubiana przez pacjentów. A przy tym niezwykle skromna. Kolejna Kobieta Medycyny 2017.

De Teresa Dobrzańska-Pielichowska uzyskała trzeci w kolejności wynik w plebiscycie Kobiety Medycyny 2017 (1058 oddanych głosów).
fot. archiwum

Jest Pani lekarzem rodzinnym, pediatrą, wiceprezesem Federacji Związków Pracodawców Ochrony Zdrowia Porozumienie Zielonogórskie, przewodniczy pani  zespołowi do spraw opiniowania aktów prawnych. Która z tych aktywności jest dla Pani najważniejsza?

Często zastanawiamy się pracując dla takiej organizacji jak Federacja Związków Pracodawców kim jesteśmy bardziej: lekarzem czy pracodawcą i działaczem. Na to pytanie nie można odpowiedzieć jednoznacznie, bo z jednej strony praca zawodowa jako lekarz jest fascynująca i satysfakcjonująca, ale nie mielibyśmy takich sukcesów federacyjnych gdyby nie nasza działalność na rzecz organizacji czyli innych kolegów lekarzy.

Przygotowuje Pani z ramienia Federacji opinie prawne, przesyłane następnie do Sejmu czy ministerstw. Skąd czerpie Pani wiedzę na ten temat, to przecież bardzo zaawansowane zagadnienia?

Pracujemy w zespole, to moi koledzy czytają wszystkie projekty aktów prawnych, Lubelski Związek Lekarzy Rodzinnych – Pracodawców pod moim nadzorem sporządza odpowiednie opinie prawne dla potrzeb federacji bazując na pracy zespołu ds. opiniowania aktów prawnych w skład którego wchodzą Marek Sobolewski, Tomasz Zieliński, Agnieszka Kalinowska.

Jest Pani liderką kilku zespołów ekspertów o męskim składzie …

Organem władzy federacji jest zarząd, w którym jestem jedną z dwóch kobiet, faktycznie jednocześnie jestem jedyną kobietą wśród sześcioosobowego zarządu funkcyjnego, jedyną kobietą w zespole negocjacyjnym Federacji.

Czy Pani zdaniem są zajęcia, w których kobiety sprawdzają się lepiej?

Jeżeli chodzi o sprawy zawodowe  wydaje mi się, że to nie jest kwestia płci tylko charakteru.

Jak wygląda Pani „zwykły’ dzień?

Zwykle pracuję w swojej praktyce, przyjmuję pacjentów jak każdy lekarz rodzinny borykając się z różnymi obliczami naszej ochrony zdrowia. Wieczorem przeglądam maile i odpisuję podejmując różne decyzje związane głównie z działalnością organizacji.

Jak udaje się godzić wszystkie te obowiązki z życiem rodzinnym, domowym? Mężczyźni często nie mają takich dylematów…

Dla Lubelskiego Związku Lekarzy Rodzinnych – Pracodawców  oraz Federacji Porozumienia Zielonogórskiego pracuję od 2004 roku. W tym czasie urosły moje dzieci, obecnie są już dorosłe, a cały czas mnie wspiera mój mąż, to on pomaga mi pogodzić te wszystkie obowiązki. Bez niego nie byłoby to możliwe.